Ludzie mi powiedzieli, że w Liverpoolu jest kilku gości, których nie powinno się ruszać, ale ja postanowiłem właśnie to zrobić. Dlatego moje czasy w tym klubie były tak burzliwe. Chodzi o Steviego G. i Jamiego Carraghera, dwóch "scouserów". Gdy przybyłem do Liverpoolu, pokazałem Gerrardowi, że jest nikim. Że jest absolutnie nikim. Poprosiłem go, by powiedział mi w których meczach z wielkich turniejów, Euro czy Mistrzostw Świata, zapisał się w pamięci ludzi (...) Chciałbym podkreślić - szanuję go jako piłkarza, niesamowitego piłkarza, ale jako człowieka, nie szanuję. I powiedziałem mu to. Dla mnie był zawodnikiem na równi z innymi, musiał ciężko pracować na treningach i potem pokazywać, że potrafi grać w piłkę. Ale on potem biegał do menedżera i przekazywał mu słowa, które usłyszał w szatni. Wtedy się pokłóciliśmy, Wiedział, że zawsze mówię co myślę, nawet gdy nie są to poprawne rzeczy. A on bał się nawet spojrzeć mi w oczy. Bał się ze mną rozmawiać. Chciałbym jeszcze przypomnieć jedno. Gdy przybyłem do Liverpoolu, to on poprosił mnie o koszulkę reprezentacji, nie ja jego.