Holenderska gazeta "Algemeen Dagblad" opowiedziała historię Crisa Rolandusa z Rotterdamu, który przyjechał do Barcelony specjalnie na mecz "Blaugrany" z PSG. W 83. minucie meczu, przy stanie 3:1 dla gospodarzy, Holender nie wierzył w "remontadę" i postanowił opuścić stadion zanim zrobi to reszta kibiców. - Gdy już wychodziłem ze stadionu to padł gol na 4:1. Pomyślałem: "nieźle", ale nie przejmowałem się tym, ponieważ wiedziałem, że zostało już bardzo mało czasu - relacjonował Rolandus. Był już poza stadionem, gdy usłyszał, że Neymar strzela bramkę na 5:1. - Pomyślałem wtedy: "No nie, to nie może być to". Rodzina i przyjaciele zaczęli wysyłać mi pełne emocji wiadomości, ale ja musiałem im się przyznać, że opuściłem swoje miejsce na stadionie - wyznał przybity kibic. Holender postanowił znaleźć miejsce, w którym będzie mógł obejrzeć ostatnie sekundy meczu. Nie zdążył jednak i przez okno jednego z barów zobaczył, jak Sergi Roberto pakuje piłkę do siatki PSG. - Straciłem rozum. Resztę wieczoru spędziłem patrząc na nic. Spacer z Camp Nou do miejsca, w którym się zatrzymałem normalnie zajmował mi 40. minut, ale wczoraj ciągnął się godzinami. Taki spektakl nigdy się już nie powtórzy. Miesiąc temu kupiłem bilet za 105 euro. Byłem zawiedziony wynikiem 4:0 w Paryżu. Nigdy nie podejrzewałem, że rewanż będzie właśnie tak wyglądać. Ból był jeszcze większy, gdy zobaczyłem, w którym miejscu Sergi Roberto cieszył się ze swojego gola. Siedziałem właśnie w tym rogu, w 8. rzędzie - tak zakończył swoją dramatyczną historię Cris Rolandus.