Gdy zgrupowanie się kończyło mogliśmy robić co chcieliśmy. Beenhakker nam ufał i jeśli planowaliśmy coś po ostatnim meczu, to nigdy nie robił problemów. Niektórzy szli na miasto, inni do klubu, jeszcze ktoś do restauracji. Trafiali się też tacy co wracali od razu do domów. Pamiętam, że kiedy byliśmy w Moskwie Beenhakker ten jeden raz zabronił nam wychodzić z hotelu. Niektórzy byli bardzo zawiedzeni, ale jakoś sobie poradzili. Dwóch kolegów postanowiło uderzyć na miasto, a z budynku uciekli schodami przeciwpożarowymi. Wszystko w tajemnicy przed Leo. Rano wrócili cali i zdrowi, ale Leo do tej pory nie wie, że coś takiego miało miejsce. Chłopaki opowiadali, że było bardzo sympatycznie. Pozwiedzali kluby, zobaczyli różne ciekawe miejsca. Podobno spotkali bardzo fajne koleżanki, ale żaden z nich nie chciał wchodzić w szczegóły. To co było w Moskwie, zostało w Moskwie.