Micah Richards po raz pierwszy pokazał się światu, a przynajmniej fanom angielskiej ligi, w 2006 roku, kiedy to jako siedemnastolatek strzelił dla Manchesteru City, wówczas ligowego średniaka, wyrównującego gola w doliczonym czasie gry w pucharowym meczu z Aston Villa. Ostatecznie Manchester City nie zdobył wtedy pucharu, ale Richards na dłużej zadomowił się w zespole, stając się jego podstawowym zawodnikiem. Kulimnacyjnym momentem kariery był mistrzowski sezon 2011/12 pod wodzą Roberta Manciniego, w czasie którego odgrywał jedną z kluczowych ról. W kolejnych latach Richardsa zaczęły trapić kontuzje, stracił miejsce w składzie i na zasadzie wolnego transferu trafił do Fiorentiny, a potem do Aston Villa. Był kapitanem drużyny w rozczarowującym sezonie 2015/16, który zakończył się dla The Villans spadkiem do Championship. W 2016 roku doznał kolejnej kontuzji i od tamtej pory nie zagrał w pierwszym składzie. Liczby robią przykre wrażenie – dla Richardsa to 500 dni bez gry i ponad 70 opuszczonych meczów. Jak donoszą media, piłkarz trenuje obecnie z resztą zespołu, jest lubiany, a jego stosunki z trenerem Steve'em Bruce'em są poprawne mimo kilku trudniejszych rozmów. Ze zrozumiałych względów 29-letni zawodnik nie jest jednak w pełni usatysfakcjonowany obecną sytuacją. Aston Villa jest wprawdzie na dobrej drodze, by wrócić do Premier League, ale wiele wskazuje na to, że dni chwały Richards ma już za sobą.