Leo Messi, Luis Suarez, Cristiano Ronaldo, znowu Ronaldo i Messi, tak w ostatnich latach wygląda walka o tytuł króla strzelców La Liga. Brakuje w tej stawce rodowitego Hiszpana i to od 2008 roku. Wtedy Trofeo Pichichi zgarnął Daniel Guiza.
Początki hiszpańskiego snajpera
Daniel Guiza swoją dorosłą karierę zaczynał w sezonie 1998/99 w Xerez. Po roku, dziewiętnastoletniego wówczas napastnika wykupiła RCD Mallorca - właśnie tam Guiza odniósł największy indywidualny sukces w swojej karierze. Zanim tak się jednak stało, w sezonie 1999/00 został od razu wypożyczony do trzecioligowego Dos Hermanas. W pół roku zdobył 9 bramek i wrócił do Mallorki. To w jej barwach zadebiutował w La Liga. Nie był to jednak udany mecz, 2 kwietnia 2000 roku Mallorca uległa Espanyolowi aż 1:3. Pierwszą bramkę na najwyższym szczeblu rozgrywek Guiza zdobył rok później - 24 kwietnia 2001 roku w zremisowanym 2:2 meczu z Villareal. Cały kolejny sezon Hiszpan spędził w rezerwach. Na wiosnę 2003 roku odszedł na wypożyczenie do Recreativo Huelva. Jego przygoda z Mallorcą na pewien czas się zakończyła. Od lipca 2003 roku został zawodnikiem drugoligowego Ciudad Murcia. Dwa sezony, 37 bramek trafień i o Guizie zrobiło się naprawdę głośno. Na tyle, że został wykupiony za 800 tysięcy euro przez Getafe. Po powrocie do Primera Division, wzbogacony o nowe doświadczenia napastnik zaczął sobie nieźle poczynać. W dwóch kolejnych sezonach zdobył odpowiednio 9 i 11 bramek. Wtedy życie zatoczyło koło. Niechcianego niegdyś Guize kupiła RCD Mallorca i to za pięć milionów euro.
Magiczny rok 2008
Po transferze do Mallorki, Daniel Guiza rozegrał najbardziej spektakularny sezon w swojej karierze. Hiszpan trafiał, jak na zawołanie i z 27 bramkami został królem strzelców Primera Division. Nowy Pichichi okazał się lepszy od Luisa Fabiano, Sergio Aguero i przede wszystkim uznanych rodaków - Raula i Davida Villi. Guiza imponował szybkością i łatwością w dochodzeniu do sytuacji sam na sam z bramkarzem. Trzeba przyznać, że piłka w polu karnym po prostu go szukała. Strzelał zarówno w meczu na Santiago Bernabeu z Realem oraz na Camp Nou przeciwko Barcelonie. Jedynego hattricka w tamtym sezonie ustrzelił przeciwko Murcii 20 kwietnia 2008.
Taka skuteczność nie przeszła bez echa ówczesnego selekcjonera reprezentacji Hiszpanii. Daniel Guiza zadebiutował u Luisa Aragonesa w lutym 2008 roku przeciwko Francji, a już w czerwcu był częścią mistrzowskiej drużyny. Podczas Euro 2008 Guiza zagrał w czterech spotkaniach i po razie pokonał bramkarza Grecji oraz Rosji. Hiszpania na boiskach Austrii i Szwajcarii świętowała mistrzostwo Europy.
Jeszcze przed wyjazdem na mistrzostwa Guiza podkreślał w wywiadach: „Jestem gotowy na powrót i grę w tak wielkim klubie. Chyba nie ma piłkarza, który odmówiłby, gdyby dostał propozycję od Barcy”. Ostatecznie po czempionacie został sprzedany za 15 milionów euro, ale do tureckiego Fenerbahçe. Nad Bosforem kariera Hiszpana mocno wyhamowała. W 2009 roku jeszcze wyglądało to nieźle - 11 bramek w lidze i zajęte trzecie miejsce w Pucharze Konfederacji z reprezentacją Hiszpanii. Sezon 2010/11 to jednak walka z kontuzją, a następnie brak występów. Guiza w swoim ostatnim roku grania w Turcji popisał się trzema występami ligowymi i jedną bramką.
Upadek Pichichi
W sezonie 2011/12 Hiszpan wrócił do ojczyzny. Jednak w 32 ligowych meczach zdobył dla Getafe tylko trzy bramki. W efekcie jesienią kolejną sezonu nie zagrał już ani minuty w La Liga. W listopadzie przeniósł się do malezyjskiego Johor FC. W Malezji wielkiej kariery nie zrobił i po pół roku wyjechał do Paragwaju. W drużynie Cerro Porteño również nie zagrzał miejsca na dłużej. W wieku 35 lat Guiza wrócił do Hiszpanii, do trzecioligowego Cadiz. Po powrocie pomógł swojej drużynie w awansie do Segunda Division strzelając 12 bramek. W zeszłym sezonie hiszpański napastnik był już cieniem samego siebie sprzed lat - dwie bramki w lidze i coraz mniej minut na boisku. Aktualnie Daniel Guiza jest zawodnikiem czwartoligowego Atlético Sanluqueño. W tym roku mija dziesięć lat od zdobycia przez ostatniego Hiszpana Trofeo Pichichi. Wszystko wskazuje na to, że również w tym sezonie to się nie zmieni.