Nie ukrywam, że kiedy po raz pierwszy zaczęli majstrować przy mojej ukochanej piłce nożnej byłem zirytowany. Pukałem się w głowę. Należałem do grona imbecyli, którzy uważali że piłka jest piękna taka jaka jest - z błędami (patrz z niesprawiedliwością, przez którą cierpią miliony kibiców). Na szczęście po czasie zmądrzałem i stałem się entuzjastą wszelkich nowinek technologicznych mających na celu wspomóc naszą ukochaną dyscyplinę sportu. Ostatnie wydarzenia w światowym futbolu jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że VAR to warunek konieczny. Swoiste "sine qua non". W przeciwnym razie rywalizacja tak naprawdę straci sens.
Zaczęło się od wtorku i Madrytu, potem lawina przeniosła się do Włoch, by następnie znów powrócić na Półwysep Iberyjski - tym razem do Katalonii. W trzech najważniejszych meczach tygodnia w Europie, a pod względem prestiżu, wagi pewnie i na świecie popełniono tyle błędów, ile się tylko dało. Nawet znakomity poziom każdego z tych spotkań nie przykrył tego, co rzuciło cień na piłkarski świat. To akurat dziwić nie powinno. W końcu to salony, Liga Mistrzów, La Liga, najwięksi z największych. Próżno szukać tutaj niechlujstwa, dziadostwa, futbolowej przeciętności. Jak się nie nadajesz, to nie grasz w takich meczach.
Dziwić za to powinien fakt, że w każdym z tych fantastycznych starć sędziowie mylili się okrutnie. Dlaczego? Bo europejska federacja nie zdecydowała się jeszcze na wprowadzenie VARu! Video Assistant Referee, jak brzmi pełna nazwa technologii mającej na celu pomaganie arbitrom rozstrzygania kontrowersyjnych sytuacji, wciąż czeka na swój debiut w Lidze Mistrzów. Popularny już telewizorek, na którym sędzia ogląda powtórki spornych akcji, zawitał już nawet do Polski. Tak, do P o l s k i.
W Ekstraklasie. Lidze tak żenującej, beznadziejnej, nie mającej kompletnie żadnego sensu, że aż trudno w to uwierzyć, jest system powtórek, którego nie ma w najważniejszych klubowych rozgrywkach świata! To trochę tak jak w "Dniu Świra". Nie bardzo wiesz, czy płakać, czy śmiać się. Największy paradoks wygląda zatem następująco:
- Nic nie VARta (nomen omen) liga dysponuje systemem Video Assistant Referee
- Najważniejsze rozgrywki na świecie nie dysponują systemem Video Assistant Referee
W praktyce wygląda więc tak:
- Sędzia wie o tym, że w meczu Bruk-Bet Termalica : Sandecja Nowy Sącz Wojciech Trochim dotyka piłkę ręką i po obejrzeniu powtórki dyktuje rzut karny
- Sędzia nie wie o tym, że w meczu Real Madryt : Bayern Monachium Marcelo dotyka piłkę ręką i nie dyktuje jedenastki
Komedia. Ale żeby była jasność. Nie taka z najwyższej półki, pokroju Charlie Chaplina. Bardziej nasza podwórkowa, w której śmieszne przestają być memy z małpą-Polakiem w roli głównej. Wiecie co jest najgorsze w tej całej rzeczywistości?
Smutek kibiców. Ludzie, którzy wspierają klub przez cały sezon, w każdym spotkaniu, nie raz krwawią im oczy od tego co widzą, dostają kopa w dupę. Jedna decyzja, a raczej - na wskutek VARu - jej brak, niweczą trud, marzenia, nadzieje na zapisanie się w historii.
Ktoś powie...no dobrze, ale kiedyś też nie było VARu, a mecze potrafiły odbywać się bez większych błędów, a wyniki spotkań nie były tak często wypaczane. Prawdą jest, że poziom sędziowania z roku na rok drastycznie się obniża. Co gorsza nie jest to nieznaczny regres, tylko wyraźna tendencja spadkowa. Arbitrów jest coraz więcej, natomiast coraz trudniej znaleźć tych dobrych. Dodatkowo mamy sędziów zabramkowych, którzy są potrzebni jak grzebień łysemu. Nie pamiętam żadnej ważnej decyzji podjętej przez arbitra ustawionego za bramką. Nazwałbym ich bardziej statystami pobierającymi wynagrodzenie.
Najgorsze jest jednak to, że futbol jest taką dyscypliną, w której technologia - nawet najlepsza - nie zastąpi w pełni ludzkiego oka - coraz bardziej zawodnego.
W mojej głowie rodzi się jednak teoria - może i spiskowa, choć Raskolnikowem to ja nie jestem i nie byłem. Czy nie jest tak, że pewnej frakcji VAR by przeszkadzał? Czy nie jest tak, że futbolem rządzi gardząca wszystkimi oligarchia dbająca tylko o swoje interesy? Może po prostu byłoby to niewygodne z perspektywy niektórych ludzi by piłka stała się sprawiedliwa. Przecież sprawiedliwi nie są piłkarze, którzy non stop symulują. Dlaczego zatem nie pozwolić sobie na inne nieczyste zagrywki? Ktoś powie, że to tylko piłka. Ale piłka, która dla milionów, setek milionów ludzi na całym świecie stała się niemalże religią. Czy nie powinno być zatem tak, że winna się stać nośnikiem idei fair play? Przecież zewsząd wszelkie głosy, kampanie grzmią "Football Fair Play". Śmierdząca hipokryzją skorumpowana FIFA także!
Wracając jednak do VARu. Kluczowe i tak będzie słowo sędziego, jego decyzja. Magiczne, a zarazem przeklęte słowo "interpretacja" daje mu w zasadzie dowolność w rozsądzaniu spornych sytuacji. Tak oto tworzy się błędne koło, które powoli zaczyna wszystkich irytować. Walka z wiatrakami.
Marzy nam się świat sprawiedliwy, marzy nam się świat wolny od oszustów. To jednak utopia, swoiste El Dorado, którego nie ma i nie będzie. Z bólem serca musimy zauważyć, że - ach, wracamy do małpy-Polaka (sic!) - "Janusz" (tak, to określenie jest w modzie) będzie mógł coraz częściej krzyczeć przed telewizorem - "Ależ oni kradną!". I w sumie będzie miał rację.