Mówisz Kostaryka, myślisz Mundial 2014. Pięciomilionowy, niewielki kraj położony w Ameryce Północnej, graniczący z Nikaraguą i Panamą oszalał na punkcie futbol przed czterema laty. Wówczas skazywani na pożarcie Kostarykanie utarli nosa faworytom i zwyciężyli grupę z Urugwajem, Włochami i Anglią. W 1/8 finału pokonali jeszcze Greków, a walkę o półfinał przegrali dopiero rzutami karnymi z Holandią. Trudno wyobrazić sobie, by taki scenariusz mógł się powtórzyć, ale jedno jest pewne. W Rosji Kostaryki nikt już nie zlekceważy.
W poprzednich trzech występach na Mundialu Kostarykanie nigdy nie osiągnęli takiego sukcesu jak w Brazylii. W debiucie - w 1990 roku - wyszli z grupy i odpadli z turnieju w 1/8 finału po porażce z Czechosławcją, ale już w 2002 i 2006 roku zakończyli zmagania na pierwszej fazie turnieju. Tym większa była radość, kiedy przed czterema laty "Los Ticos" o włos przegrali z Holandią w grze o półfinał Mistrzostw Świata. Autor tamtego sukcesu, Jorge Luis Pinto po Mundialu zrezygnował z prowadzenia reprezentacji. Selekcjonerem tylko na chwilę został legendarny napastnik Paulo Wanchope, by ostatecznie zespół przejął Oscar Martinez - człowiek, który Kostarykę prowadzi po dziś dzień.
53-letni szkoleniowiec od 2015 roku dowodzi reprezentacją swojej ojczyzny i przez cały ten czas konsekwentnie buduje drużynę na solidnych fundamentach zespołu Pinto. Zresztą trudno, aby było inaczej, skoro Martinez do Rosji zabiera aż dwunastu piłkarzy, którzy grali na Mundialu w Brazylii. Z podstawowej jedenastki, która tak fantastycznie spisywała się w Brazylii nie ma już tylko Juniora Diaza i Michaela Umany. Doświadczenie turniejowe trudno jednak osądzać jako jednoznaczny plus, bądź minus przy reprezentacji Kostarykii. Z jednej strony kibice mogą mieć pewność, że ich pupili wytrzymują turniej pod względem mentalnym. Z drugiej zaś Kostarykanie wysyłają do Rosji jedną ze starszych ekip. Średnia wieku powołanej dwudziestkitrójki wynosi ponad 29 lat, a aż dziesięciu piłkarzy powołanych przez Martineza przekroczyło już trzydziestkę.
Nie jest to zresztą jedyny problem. Kostarykanie za wyjątkiem Keylora Navasa, bramkarza, będącego zarazem wizytówką kraju nie mają w swoich szeregach gwiazd światowego formatu. Zawodnicy, którzy nadawali ton reprezentacji podczas Mundialu w Brazylii to raczej solidni wyrobnicy występujący w europejskich średniakach. Ważną rolę w zespole wciąż odgrywa kapitan Bryan Ruiz, który w 2014 roku występował jeszcze w PSV Eindhoven. Teraz, w wieku 33 lat jest zawodnikiem portugalskiego Sportingu, gdzie zdecydowanie częściej siedzi na ławce rezerwowych. Poza Navasem i Ruizem próżno jednak szukać piłkarzy, którzy na Starym Kontynencie występują w dobrych klubach. Christian Gamboa od kilku lat gra w Celtiku Glasgow, a wcześniej występował w Rosenborgu. Uznawany niegdyś za spory talent Joel Campbell po Mundialu w Brazylii walczył o miejsce w składzie Arsenalu, ale była to walka nieskuteczna. Dziś w wieku 26 lat występuje tylko w hiszpańskim Betisie. Europejską kolonię uzupełniają także dwa mocne punkty w kadrze Martineza. Giancarlo Gonzalez i Oscar Duarte są częścią trzyosobowego bloku stoperów, a w kadrze rozegrali już razem ponad sto spotkań. Na co dzień bronią barw odpowiednio Bolonii i Espanyolu, które przecież także nie należą do klubowych potentatów. Lewy obrońca Bryan Oviedo, który ze względu na skomplikowaną kontuzję stracił poprzedni Mundial, występował w ubiegłym sezonie w barwach Sunderlandu przeżywając degradację z Championship do League One.
Dwudziestotrzyosobową kadrę uzupełnia także mocno reprezentowana grupa piłkarzy występujących w rodzimej lidze, ale i w MLS. Wyklarowując więc nieco obraz Kostaryka rysuje się nam jak drużyna doświadczona, znająca smak wielkiego turnieju. Z drugiej strony, w przeciwieństwie do grupowych rywali - Brazylii, Szwajcarów, czy Serbów - Kostarykanom brakuje świeżej krwi. Zdolna młodzież kostarykańskiego futbolu to od dawna temat zapomniany. Patrząc więc z tej strony zobaczymy obraz zespołu doświadczonego, ale co za tym idzie po prostu cztery lata starszego niż w Brazylii.
To nie jedyny problem Oscara Martineza. Znów należy zwrócić się w kierunku mundialowych rywali "Los Ticos". Przy grającej porywający futbol Brazylii, ofensywnie usposobionej Szwajcarii, a także twardej, grającej defensywnie Serbii, Kostarykanie wypadają dość nijako. Trudno zdefiniować konkretny styl gry zespołu. Drużyna jeszcze od czasów trenera Pinto gra w ustawieniu 1-5-3-2, co powoduje że jest łatwa do rozpracowania przez przeciwników. Wydaje się, że Kostarykanie popadli w pewne schematy, z których poprzez zastanie potencjału ludzkiego nie mogą się wydostać. Dodatkowo nie wiadomo jak piłkarze będą wyglądali pod względem fizycznym. Wspominany już wcześniej Duarte - lider defensywy - jest świeżo po skomplikowanym zerwaniu więzadeł krzyżowych, a doświadczony pomocnik Celso Borges także zmagał się wiosną z problemami zdrowotnymi.
W takich okolicznościach trudno wróżyć Kostarykanom czegoś więcej, niż powalczenia o pojedynczy sukces, taki jak choćby wygranie jednego meczu. W teorii zarówno Serbia, jak i Szwajcaria wydają się być drużynami, z którymi chłopcy Martineza mogą nawiązać walkę. Wygląda jednak na to, że powtórki z Mundialu z Brazylii nie będzie. Nikt nie zlekceważy Kostaryki, ale i ona nie powinna nikogo zbytnio postraszyć. Pojedynczy sukces? Niewykluczone, natomiast w dalszej perspektywie nie jest to drużyna, która może w Rosji osiągnąć sukces. Na pewno nie pojadą w roli turystów, ale trudno także sądzić, że wystąpią jako pierwszoplanowi aktorzy wysokobudżetowej produkcji pt. "Mundial".
Filip Macuda