Mecze z Realem to było coś nieprawdopodobnego. Powiem szczerze, że mieliśmy szansę w pierwszym meczu, by coś zdziałać, Żurawski miał chyba jedną setkę, była jeszcze jakaś sytuacja, a gole straciliśmy przecież w końcówce – po tym, jak na boisko wszedł Fernando Morientes. Ogromne przeżycie. Przede wszystkim wrażenie zrobili na mnie Zinedine Zidane i Ronaldo. Śmialiśmy się z chłopakami, że "Zizou" miał powycinane więzadła, bo wykonywał tak niedorzeczne skręty ciałem, tak sprytnie balansował, jakby miał ciało z gumy. Poza tym był strasznie inteligentny, to widać było w każdym ruchu, w każdym zagraniu. Do tego Guti, Roberto Carlos, David Beckham... Niesamowite było to, że ten zespół był grupą najlepszych piłkarzy, a do tego mądrze poskładanych. Bo to nie sztuka kupić kilka gwiazd i wysłać je na boisko. Sztuką jest, by się rozumiały, by nie grały egoistycznie. A tam wszystko się kleiło, ci piłkarze bawili się grą. Bez nadęcia, bez presji – zupełnie tak, jakby to były mecze treningowe.