Gdy za pierwszym razem odszedłem do Sandhausen, byłem już dogadany z Lechią Gdańsk. Mój menadżer, Czarek Kucharski, powiedział mi, że nie chce, abym tam szedł. Postanowiłem mu zaufać i pójść do Sandhausen. Teraz uważam, że to była głupota. Zastanawiam się jakim cudem Jakub Kosecki z Legii Warszawa wylądował tam, a zawodnicy ze słabszych klubów szli do lepszych drużyn. Gdy wracałem do Polski, powiedziałem sobie, że podpisuję jak najdłuższy kontrakt i robię wszystko, aby złapać okazję wyjazdu za dobre pieniądze do byle jakiego klubu. Udało się trafić do drugiej ligi tureckiej, gdzie przez trzy lata zarobiłem naprawdę dużo. Tak naprawdę żyłem tam tylko z premii i nie dotykałem pensji.