Nie jest tak, że się martwimy tym, że strzelił gola na Santiago Bernabeu. Wręcz przeciwnie. Obserwowałem asystentów i zawodników - wszyscy się cieszyli. Gdy do nas przyszedł miał problemy z fizycznością, bo przez trzy miesiące nie trenował z żadnym zespołem. Kiedy zaczął nadrabiać zaległości, to przytrafiła się kontuzja. Jak z niej wyszedł, to przytrafił się ramadan, co bardzo mu przeszkadzało w optymalnym trenowaniu. Skończył się ramadan, to skończył się sezon. Miał zagrać w trzech ostatnich meczach, ale nie był jeszcze gotowy. Szykowaliśmy go na spotkanie z Podbeskidziem. Wyglądał naprawdę świetnie, to był jego najlepszy okres. Ale dzień przed meczem zgłosił uraz. Gdy wrócił z urlopu, złapał koronawirusa. Cały czas coś. To nie jest tak, że nie wiedzieliśmy, że potrafi grać w piłkę. Bardzo się cieszę, że jest w miejscu, gdzie swobodnie się rozmawia. Wiadomo, mówi tylko po rosyjsku, i to nie za wiele, był bardzo wycofanym zawodnikiem. Ale wszyscy widzieli, że potrafił grać w piłkę. Jest tam z dzieckiem, z żoną, ma bezpośrednie wsparcie. Jesteśmy z tego zadowoleni. Jak następowała zwyżka formy, to często Filip Mladenović zwracał się do niego "El Profesor". Potrafi naprawdę dużo. To, że gra dzisiaj w Lidze Mistrzów, pokazuje jaka piłka potrafi być przewrotna. W dalszym ciągu jest naszym zawodnikiem. Cieszymy się, że nasz piłkarz strzelił gola Realowi.